piątek, 19 sierpnia 2016

Słoneczniki - łatwe w uprawie, pożyteczne i dobre nie tylko dla ludzi

Nasze słoneczniki miały stanowić rodzaj granicy między warzywniakiem a pozostałą częścią ogrodu. Pięknie wyrosły, smakują też wybornie, a dodatkowo stanowią źródło pyłków dla pszczół, których w tym roku mamy w ogrodzie spore ilości. Zastanawiam się nawet, czy w kolejnym sezonie nie udostępnić ogrodu dla jakiegoś małego ula? Ciekawe, czy można taki ul od kogoś dzierżawić (nie mam wiedzy odpowiedniej do hodowli pszczół), muszę się poradzić Wujka Google :)





piątek, 24 czerwca 2016

Fauna też mieszka w naszym ogrodzie

Jak widać, nie tylko rośliny znalazły dom w naszym małym skrawku ziemi. Odwiedziła nas żabka, a ślimak okazał się tak pazerny na domy jak i ludzie - lubi mieć coraz większy lokal :) Oczywiście kota też udało się złapać w kadr.

sobota, 18 czerwca 2016

Armagedon

Wczorajsza wichura także u nas przyczyniła szkody - złamało się kilka konarów siedemdziesięcio letniego orzecha. Kilka kolejnych mój Książę z sąsiadem musieli obciąć bo groziły upadkiem na ogrodzenie. Dziś planujemy usuwanie szkód, cięcie drzewa na opał i porządkowanie ogrodu. Tymczasem ogród prezentuje się tak jak na zdjęciach.

środa, 1 czerwca 2016

Groszek cukrowy

Groszek cukrowy kojarzy mi się z wakacjami na początku podstawówki albo i jeszcze przed szkołą, u mojego chrzestnego, który na działce pracowniczej miał piękne grządki i różne pyszności do samodzielnego zebrania. Dla przypomnienia tych czasów, odkąd mam trochę wolnego miejsca w ogrodzie, sieję wiosną groszek.
Groch jest łatwy w uprawie, nie wymaga czasochłonnych zabiegów pielęgnacyjnych. Ja stosuję się do porady znajomej gospodyni z Bieszczad, aby groch siać w II połowie marca, co zapobiega robaczywieniu ziarenek w strąkach.
Dzisiaj, po nocnej ulewie ukazał się pięknie ozdobiony wodnymi diamencikami skrzącymi się lekko w porannym słońcu.

poniedziałek, 30 maja 2016

Już widać co rośnie.

Wróciliśmy z dłuższego weekendu i powitał nas gąszcz w warzywniaku i na kwietnikach. Teraz przede mną sporo pielenia, a potem już tylko cieszymy się z własnych plonów.

niedziela, 8 maja 2016

Wiosna w pełni

Przez świąteczne wyjazdy i dodatkowe zajęcia czas zleciał tak szybko, że nie miałam chwili na wrzucanie zdjęć na bieżąco, dlatego postaram się dziś nadrobić zaległości.
Pierwszy wykiełkował szpinak, najpierw rósł powoli, a dzięki kilku dniom deszczowym podskoczył błyskawicznie do rozmiarów idealnych dojedzenia.
Jak widać na zdjęcia, Lusia dzielnie pomaga w uprawianiu warzywniaka. 





czwartek, 3 marca 2016

Może to już wiosna?

Śnieg powoli topnieje, nieliczne placki zostały w zacienionych miejscach, czy to możliwe, że uda nam się wreszcie wysiać tę obiecaną marchewkę? :D Podobno w weekend ma być nawet 10 stopni powyżej zera, więc jak dla mnie idealna pogoda...
A póki co, pokażę Wam jak ja przechowuję nasiona. Mam ich całkiem sporo, bo cierpię na manię kompulsywnych zakupów - jak mnie ktoś wpuści do sklepu  to ściągam z półek tyle ile uniosę albo ile się w wózku zmieści :) Ponieważ wiele lat przepracowałam w biurze, więc najbliższa moim doświadczeniom jest zasada przechowywania wszystkiego w segregatorach - tak też zrobiłam z nasionami. Torebki z nasionami schowałam w koszulkach A5, w kolejności alfabetycznej dla ułatwienia wyszukiwania. Dodatkowo część nasion schowałam w innych segregatorze, gdzie podzieliłam je na te które wysiewamy wprost do gruntu, takie które potrzebują rozsad oraz zioła - bo zioła wysiewam sukcesywnie (w miarę ich zużywania) cały rok do skrzynek na parapetach.
Dodatkową zaletą takiego przechowywania w koszulkach jest to, że w razie gdyby torebka z nasionami się wysypała (a to możliwe, bo zwykle zużywam 1/3 albo 1/2 opakowania), to jej zawartość ląduje w folii i nie mam wątpliwości co za rośliny wyrosną z luźno poniewierających się ziarenek :) Dla mnie to istotne, bo nie jestem tak doświadczonym ogrodnikiem, aby rozróżnić wszystkie rodzaje nasion :)






wtorek, 1 marca 2016

Na początku były pomidory...

... których rozsady kilka lat temu dostałam od koleżanki z pracy. Nie byłam przekonana, czy sobie poradzę z ich uprawianiem (jestem niezbyt systematyczna), ale darowanemu koniowi...itd :) Pierwsze zebrane z własnego krzaczka owoce przekonały mnie, że warto było zaryzykować. Co prawda moje krzewy były wtedy prowadzone byle jak, bo nie miałam jeszcze wiedzy o tym jak się to robi, ale kolejne lata i kolejne doświadczenia sprawiły, że teraz nie mam żadnych problemów z uprawą tych łatwych i smacznych roślinek.
W ubiegłym roku miałam dużo więcej czasu na prace ogrodowe, więc wspólnie z partnerem przygotowaliśmy kawałek ziemi, gdzie zasialiśmy i zasadziliśmy różne warzywa, które akurat nam wpadły w ręce w sklepie ogrodniczym. Rozsady pomidorów, cukinii, kabaczków i papryki kupiłam gotowe na bazarze - wtedy wydało mi się to najłatwiejszym i najtańszym rozwiązaniem. Nasze prace przebiegały totalnie niesystematycznie, bez żadnych planów i przygotowań, nawet w internecie nie grzebałam, żeby się czegoś w tej tematyce dowiedzieć, a mimo to większość uprawianych roślin piękne wzeszła i wydała nadające się do jedzenia owoce.
O tym, że w kolejnym roku znów zakładamy warzywniak zdecydował SMAK zebranych plonów. Nareszcie pomidory i ogórki smakowały jak za czasów mojego dzieciństwa, kiedy jeszcze nikomu się o supermarketach i warzywach sprowadzanych z zagranicy nie śniło, a większość warzyw była dostępna na rynku tylko w sezonie, a nie cały boży rok :D
Tym razem postanowiłam się lepiej przygotować teoretycznie do całego sezonu, przejrzałam różne strony i blogi, kupiłam nawet gazetkę ogrodniczą (spodobał mi się kalendarz siania i sadzenia warzyw, prosta obrazkowa tabelka :) ), a także zaopatrzyłam się ciekawe nasiona, jak skorzonera, pasternak czy też miechunka jadalna. Przeczytałam też ostatnio książeczkę dostępną w sieci Ogród warzywny na 200 m kwadratowych, gdzie w kalendarzu opisano aby 1 marca zacząć siać marchewkę. Uznałam, że taka data to super czas, aby nasze doświadczenia ogrodnicze zacząć opisywać na blogu. Miałam nadzieję, że będę mogła umieścić w poście piękne zdjęcia zagrabionego zagonka, na którym sieję wybraną odmianę marchwi....Niestety, ale pogoda chyba nie czytała tego poradnika i obdarzyła nasz ogród kilkucentymetrową śnieżną pierzynką :)
Ale ponieważ obiecałam sobie, że zacznę tworzyć tego bloga właśnie dzisiaj, więc zamiast zdjęć serwuję dłuższą lekturę jako post inauguracyjny, a w kolejny pokażę Wam jak przechowuję moje nasiona i jak łatwo oznaczać grządki, aby nie zapomnieć co gdzie posialiśmy:)